Można wiele rozumieć w życiu ale nigdy nie jest tak, że rozumiemy wszystko do końca.
Zawsze jest pewna pula informacji przed nami zamknięta. Byłoby nudno,
gdybyśmy od samego początku świadomego życia wszystko o nim wiedzieli.
Co by to było, gdybyśmy byli tak mądrzy, elokwentni i wszystkowiedzący?
Nie byłoby pewnie naszego rozwoju. Wszechświat, prawdopodobnie sam nie
wie wszystkiego o tym, czym jest i co wykreuje za chwilę albo za
wieczność, bo może dla niego chwila to dla nas wieczność właśnie.
Jadąc na Bali nie wiedziałam, że pokocham upał, mie goreng( potrawa
zresztą przepyszna) , balijskie kakao, balijską kawę i co najważniejsze
kolory, które na Bali aż przytłaczają pięknem swojego nasycenia. Te
kolory właśnie przypomniały mi, jak kiedyś, jako dziecko uwielbiałam
amarant, karminową czerwień, turkus, żółcie i wszelkie pstrokacizny a
Pippi Långstrump w swoich pasiastych skarpetach wprawiała mnie w
zachwyt. Utraciłam radość z kolorów gdzieś, kiedyś w drodze do
dorosłości. Słysząc nie wypada... ten kolor oznacza infantylność a ten
oznacza to... Przestałam się nimi cieszyć. Ze wszystkiego rezygnowałam
na korzyść panującej mody i ogólnie przyjętych norm ubierania się
stosownie do pory roku, zawodu i wieku. Umarłam jako kolorowy ptak, ale
Bali…tam ożyłam, przypomniałam sobie swoją kolorową i uśmiechniętą
naturę. Tam niczego się nie bałam...nosiłam barwne sukienki, apaszki,
piłam kolorowe soki, wręcz krzyczałam całą sobą jak kolorowa papuga.
Przyleciałam do Polski, a Balijskie kolory wybrały się ze mną. Dziś
jestem barwna, już chyba bardziej nie można nasączyć się
wielobarwnością. A może można, kto to wie? Nigdy nie wiesz o sobie
wszystkiego przecież. Jutro może przynieść nową twoją odsłonę. Czy to
nie cudowne drogi czytelniku, że możesz odzyskać to co dawno utracone?