Siedzę w poczekalni i widzę pudła ze spakowanymi rzeczami mojego przenośnego domu. Tak wędruję przez świat już od sześciu lat a mój dom razem ze mną. Wszystko w pudłach, walizkach i wielkich chińskich torbach. Istny bazar, tyle różnych rzeczy, potrzebnych, niepotrzebnych, zbędnych, ukochanych i tych tylko przywiązanych z jakiś sentymentalnych względów. Zapach podróży roznosi się w całej przestrzeni tymczasowości. Jestem w niej i nie ma mnie zarazem. Ta część, która chce stałości i przypisania do jednego miejsca płacze wyrwana z korzeniami a ta druga jest gotowa na znalezienie jak najwięcej dla siebie przygody, nieznanego i jeszcze nie wiem czego to się dopiero okaże. Mam różne przeczucia. W zależności, z której części mnie pochodzą. Jedne dobre, radosne a drugie przyciskają mnie pod ciężarem niewiadomego losu. Czy kiedyś będę miała swoje, aktem notarialnym zapisane miejsce?
Druga część mnie ta cygańska z odrobiną krwi nomadów woła silnym głosem " Po co ci stałość, wiatr we włosach i nowe pastwiska z żyzną glebą to jest wartość". Nie mogę pogodzić tych dwóch osobliwych temperamentów we mnie samej. Który głos jest ten z duszy, a który z pamięci przeszłych losów mojej rodziny? Czyje życie wiodę, czy moje?
Za czym tak gonię w podróży, a czego się boję w osiedleniu i stałości?
Tak sobie siedzę z kubkiem ulubionej, czarnej, świeżo zaparzonej, aromatycznej herbaty i szukam zrozumienia swoich dwóch przeciwstawnych myśli. Jak je pogodzić, jak sprawić aby wilk był syty i owca cała, i czy to jest w ogóle możliwe?
Poczekalnia....... do czego w moim życiu tym razem będzie stanowiła pomost?
A może ostatecznie rozprawię się z potrzebą ciągłych zmian i szukania ziemi obiecanej?
A może ziemia obiecana jest we mnie i niezależnie, gdzie złożę pudła, walizki i torby będzie tam mój dom, na stałe. Do końca moich dni......Jakie życie taka śmierć, nie dziwi nic........